Bakugan Fanon Wiki
Advertisement

Tak na początek, chcę podziękować Rexowi i Mai za pomoc, bo kilka razy miałam małe problemy z opowiadaniem. Dedyk dla Mei i Perka </3

Jkbc. Peter ma 17 lat, a Mei i Ami – 16 xD

Słowniczek?:

  • Hipokampy – tak jakby wodne konie :D
  • Gomene - przepraszam

Cóż.. miłego czytania :)


Znasz bogów olimpijskich? Nie? To szkoda. A kojarzysz chociaż bogów greckich? Tak? To świetnie. Wyobraź sobie, że oni istnieją. Zeus rządzi na Olimpie, a Posejdon w swoim wodnym królestwie. Hades, no cóż, zepchnięty z Olimpu był w Podziemiu razem z żoną Persefoną. Wielka Trójca przysięgła, że nie będzie miała dzieci. Czy udało im się? Przekonasz się w tej opowieści...


Przewróciłam oczami. Peter znów się spóźniał. Westchnęłam, a po tym usłyszałam śmiech Mei. Zdziwiona spojrzałam na córkę Zeusa. - Z czego się śmiejesz? - zapytałam

- Właśnie sobie przypominałam jak Peter pokonał tego potwora, jak mu było.... Riccona! - zachichotała

Zaśmiałam się. To jak on go pokonał było bardzo, bardzo zabawne. Właśnie! Zapomniałam się przedstawić. Jestem Ami Sawa, córka Hadesa. Tak, nie jestem ponura jak ojciec. Mei Tanaki to córka Zeusa. Zawsze roześmiana, urocza. Dużo osób o nią walczyło, jednak nikomu się nie udało. Zaś Peter Evans był synem Posejdona. Niezdarny, często spóźniał się podobnie jak my. Według ludzi, tacy półbogowie jak my mają ADHD i dyslekcję. Oczywiście my musimy się ukrywać. Ludzie nie wierzą w niesamowite rzeczy. Prawdę mówiąc nie mamy ADHD ani dyslekcji. Tylko jesteśmy przygotowani na wyprawy i bitwy, a nasz mózg przygotowany jest na język grecki. Czasami używamy tak zwanego "Zasłonięcia", by ludzie nie mogli ujrzeć naszych nadnaturalnych rzeczy. Na początku nasi boscy rodzice nie chcieli się do nas przyznać, ale jak widać jesteśmy im potrzebni. Według niektórych, razem z Wyrocznią, szykuje się katastrofalna wojna w którą będzie wciągnięta cywylizacja. Nagle przede mną zamajaczył Peter, a po chwili pojawił się tuż obok mnie mokry. Tak, cały, mimo to, że był synem Posejdona. Ciuchy też były mokre. - A co Ci się stało? - zdziwiłam się

- No wieciee... Zaspałem i tata zafundował mi uroczą pobudkę w morzu. - zakłopotał się.

- No widać, że uroczą. - zachichotała Mei.

- Zabawne, Mei, zabawne! - westchnął

- Meiuś, przydałby się ciepły wiatr. - podsumowałam

- No jasne, ciepły wiatr razy jeden! - powiedziała córka Zeusa

Nagle zawiał wiatr. Peter natychmiast odsunął się, ale go nie ominął. Po chwili Peter trochę się zapalił, ale natychmiast dzięki jego naturze wody ogień natychmiast zgasł. Ja i Mei się nie zapaliłyśmy ponieważ ja na zawsze będę zimna, a córka Zeusa roztaczała wokół siebie wiatr. Właśnie! Zapomniałam dodać, że wszyscy troje mamy specjalne umiejętności oprócz tych od ojców. Ja mogę wyczarowywać kryształ, Peter – lód, a Mei umiała leczyć, co czyniło nas... Niezwykłymi? Tak, chyba tak. - No dobra, w każdym razie, Meiko i Peterze, musimy iść. - westchnęłam.

- Uch, a jaka jest właściwie misja? - zapytał czarnowłosy.

- Cóż, musimy przecież uratować Hektora i zabrać Polifemowi tą "Owcę Szczęścia". - wymamrotałam

- Przy okazji, mieliśmy szczęście, że pan D. pozwolił nam poprowadzić tą misję po zamęczeniu go – powiedziała uradowana blondynka

Dgrnęłam. Obok nas nagle pojawił się błysk światła, potem z jednego miejsca wylatywały winogrona. Za chwilę zamiast nich, naszą Trójkę oblała zawartość Coca Coli i pojawił się wspomniany przed chwilą. Na sobie miał strój staruszka, a w jego ręce pojawiła się dietetyczna cola. - Czyżby ktoś o mnie wspominał? - zapytał – O, panno Safe, czyżbyś chciała zrezygnować z misji?

- Po pierwsze, jestem Sawa. Po drugie, nie. - odpowiedziałam. - Już wychodzimy, panie D.

- Wychodzicie? Wspaniale, wspaniale, mniej dzieciaków na głowie! - westchnął i odszedł obrzucając winogronami wszystkich dookoła.

Mei roześmiała się. Westchnęłam i uśmiechnęłam się. Peter zmieszany nic nie mówił, więc szybko ruszyliśmy w podróż.


Kiedy dotarliśmy do pustej plaży, zaczęłam próbować zadziałać. Ukucnęłam nad wodą i wymamrotałam skromną prośbę do ojca. Oczywiście jak zwykle mnie zignorował. Westchnęłam i spojrzałam na Petera, ten zaś wyszczerzył się i tak samo jak ja zatrzymał się przy wodzie. Głośno poprosił Posejdona o transport do Atromendy, która zabierze nas na wyspę Polifema. Po chwili z wody wypłynęły do połowy trzy hipokampy. Moi towarzysze odważnie weszli na swoje, ja jednak ostrożnie podeszłam. Hipokamp na moje nieszczęście rozpoznał moją naturę i ze strachu uciekł. Westchnęłam. - Chyba będę musiała znowu zabrać się helikopterem – podsumowałam

- Nie! - krzyknęła Mei – Możesz zabrać się z Peterem przecież. Raczej hipokamp od niego nie ucieknie!

- Mogę spróbować... - zaczęłam

- No jasne, Ami. Ja jestem za tym, choć. - uśmiechnął się Evans

- No dobrze. - westchnęłam

Ostrożnie podeszłam do hipokampa. W jego oczach ujrzałam strach i już chciał uciec, gdyby nie to, że Peter zaczął do niego przemawiać. Kilka razy się zaśmiał i wreszcie, gdy już spokojnie usiadłam, powiedział, że możemy ruszać, co było logiczne. - Ej, pani Podziemi, hipokampy mają stracha, boją się, że ich zeżresz. - wesoło rzucił Peter

- No wiesz, panie Morza, ja nie jem wody, jednak widzę, że ty masz wielką chęć. - wyszczerzyłam się.

Cała trójka nagle wybuchnęła śmiechem. Po chwili jednak Mei spoważniała i wskazała palcem duży okręt. Spochmurniałam. Czyli już zaraz będziemy na Atromendzie, najstraszniejszym i zarazem jedynym statkiem zapuszczającym się na tereny Trójkąt Bermudzki. - Amiś, pogodniej. Na pewno nie będzie tak samo jak trzy lata temu, gdy...- zaczęła Mei

- Mei, nie wspominaj o Tym. - przerwałam jej

Zapadła cisza. Nie mogłam uwierzyć, że minęło już tyle od Tego Zdarzenia. Trzy lata temu oni mieli pierwszą misję. Trzy lata temu nasi ojcowie się do Nas przyznali. To wtedy... Ech, szkoda gadać. Nagle poczułam jakbym się ześlizgywała, więc szybko, bezmyślnie przytuliłam się do pleców Petera. - Huh? Co jest Ami? - zapytał

- Ach, wybacz, poczułam się jakbym się ześlizgywała. - szepnęłam

Lekko zarumieniłam się. Serio, nie wiedziałam dlaczego. Szybko puściłam Petera i westchnęłam. - No cóż, ruszajmy. - zarządziłam

Moi towarzysze kiwnęli głowami i nakazali hipokampom ruszać do statku. Przez moją głowę przelatywały różne wspomnienia. Zacisnęłam ręce w pięści, a w moich oczach pojawiły się łzy. Otarłam je wierzchem dłoni. Nie chciałam by moi przyjaciele je ujrzeli. Po kilku minutach dotarliśmy do statku. Mei zwinnym ruchem chwyciła się drabinki i ruszyła na górę. Ruszyłam za Tanaki, gdy nagle przypomniałam sobie pewien moment, jak ja wchodziłam na linie, a ktoś z góry ją podciął. Miałam szczęście wtedy. Pode mną była woda, ale nie taka jak ocean. Troszkę płytka, ale udało mi się wyjść bez szkód. Jednak razem z przypomnieniem sobie, puściłam linę. Spadałam. Ale nie bałam się. Na świecie, może jako jedyna najbardziej rozumiałam śmierć. Tanatos wiele mnie nauczył podczas trzech lat roku szkolnego. Tak, wszyscy półbogowie chodzili do szkoły, a ja przebywałam w Podziemiu. Nagle poczułam czyjąś rękę zaciskającą się na moim nadgarstku. - Ami, oszalałaś?! Czemu się nie chciałaś chwycić?! - wydarł się Peter

Delikatnie otworzyłam oczy. Nade mną był Evans, chwytający się jedną ręką drabinki, a drugą zaciskał na moim nadgarstku. Spojrzałam na niego smutno. - Zapomniałeś? Jako jedyna rozumiem śmierć. Nie straszna mi jest... - zaczęłam - To nie znaczy, że nie masz dbać o swoje życie! - krzyknął.

Miał racje. Mogłam się ratować. A nie od razu postawić na śmierć. Kiwnęłam głową i szybko wymamrotałam przeprosiny. Peter uśmiechnął się pocieszająco i podciągnął mnie. Chwyciłam się liny i dalej się wspinałam. Po kilku chwilach znaleźliśmy się na pokładzie statku.  - No dobra! - uśmiechnęła się Mei – Musimy tu jakoś przeżyć,więc jak pamiętacie, nic nie tykać, jeść ani coś.

Zgodziliśmy się wspólnie i zaczęliśmy rozglądać się po statku. Umówiliśmy się, że przed wieczorem, o jakiejś dziewietnastej spotkamy się w tym samym miejscu. Nie wiele się tu zmieniło. Zresztą nie wiele pamiętałam, odkąd Peter i Mei uwolnili mnie z transu. Tak, transu. Byłam tu jak trup od małego. Ojciec chciał mnie urchronić więc wysłał mnie tutaj. Można powiedzieć, że byłam przeklęta. Na moje szczęście pojawiła się ta dwójka i mnie uratowała. Pamiętam nawet przepowiednię z naszej pierwszej misji.

" Kiedy zmrok przejdzie, córka i syn Trójcy staną na potwornym statku." - tutaj wiadomo było, że Mei i Peter musieli znaleźć Atromendę. " Przeklęta wskaże im drogę, jednak chciała będzie coś " - Przeklęta czyli ja wskazałam im drogę w zamian za to by mnie zabrali. Prawdę mówiąc oczekiwali staruszki. Ja ogólnie wtedy nic nie pamiętałam. Po tej misji mój ojciec przywrócił mi pamięć. " Do jej królestwa wstąpią, bóstwo poznają. " - poprowadziłam ich wtedy do Podziemia, do ojca. Chciał byśmy mu znaleźli miecz. " Trzej wyprawcy skarb znajdą, a bliźni wbije im nóż w plecy. " - Owszem miecz oddaliśmy, jednak w obozie pojawił się zdrajca i prawie zabił Petera, gdyby nie to, że z Mają szybko go odnalazłyśmy.

W czasie gdy byłam zamyślona minęło kilka godzin. Gdy się "obudziłam" był już zachód słońca. Zrozumiałam, że jest już ta godzina gdy mieliśmy się spotkać. Szybko rozejrzałam się, a po chwili pobiegłam w stronę umówionego miejsca. Gdy dotarłam, oni zniecierpliwieni czekali na mnie.

- Gomene, Mei, Peter, zamyśliłam się. - sapnęłam

- Nic się nie stało, Ami. - westchnęła Tanaki

Uśmiechnęłam się i poszliśmy szukać wolnego pokoju. Pół godziny później znaleźliśmy pokój z trzema jednoosobowymi łóżkami. Jak weszliśmy do niego, szybko przesunęliśmy szafę by zasłoniła drzwi.

Torbę rzuciłam obok prawego łóżka, na które się walnęłam.Westchnęłam. Mei rzuciła, że pierwsza pójdzie się przebrać. Przez chwilę patrzyłam w sufit. Potem skierowałam wzrok na Petera. Rozwalony leżał na swoim łóżku, pochrapując. Zachichotałam. Kilka minut później Tanaki wyszła z "łazienki" i od razu rzuciła się na łóżko. Po chwili usłyszałam spokojny oddech Mei. Wstałam i też poszłam tam. Szybko umyłam się i przebrałam w nowe ciuchy. Wyszłam i zastałam obydwóch śpiących. Podeszłam do Petera i delikatnie nim potrząsnęłam. Gdy już się obudził, też poszedł do "łazienki". Po chwili weszłam do łóżka i natychmiast zasnęłam.


Ktoś mną potrząsnął. Mruknęłam i przekręciłam się na drugi bok. Ktoś coś do mnie powiedział. Mimowolnie powoli otworzyłam i otarłam oczy. Nade mną stał Peter. Podnosząc głowę ujrzałam Mei krzątającą się  - No wreszcie Ami! Bez Ciebie dowiedzieliśmy się, że jest tu Drageonius i podsłuchaliśmy go. Wiesz, że zamierza ożywić Kronosa?! - usłyszałam

- Chłopie, ja jeszcze śpię. - odparłam

Usłyszałam jak Mei wybuchnęła śmiechem. Mimowolnie wyszczerzyłam się. Peter westchnął i usiadł na łóżku. - Z kim ja tu żyję... - powiedział

- Z nami! - rzuciłyśmy wesoło

Szybko wstałam i ruszyłam do łazienki. Tam szybko rozczesałam włosy i umyłam twarz. Nagle spojrzałam w lustro. Ujrzałam brunetkę z piwnymi oczami oraz dziwnym strojem. Serio, nie tak byłam ubrana. Po chwili zamiast

Amisia do Opka dla Perkonia

mnie w lustrze pojawiła się Persefona – moja macocha.

- Persefona. - syknęłam

- Witaj, Ami. Przybyłam tu by się z Tobą pogodzić, podobnie jak Hera z twoją przyjaciółką. - westchnęła

- Pogodzić? Przez te trzy lata niedoceniania mam się z Tobą pogodzić?! - zdenerwowałam się.

- No przepraszam! Zrozumiałam już swój błąd, nie powinnam Cię tak traktować. - podsumowała – Ale na prawdę chcę się pogodzić. Wreszcie zrozumiałam na co Cię stać.

- Ugh. Nie, nie, nie... - zacisnęłam pięści.

- Przepraszam, córko. Przepraszam za te lata pogardy... Mam nadzieję, że mi przebaczysz. Na zgodę chcę Ci przekazać, jak Hera Mei, ten strój.

- Ja.. - na moim ciele zamigotało ubranie, a potem zmieniło się na to które widziałam w lustrze. - Dziękuję. Wybaczam Ci, Persefono, ale na razie.

- Dziękuję. - powiedziała i zniknęła.

Meiuśka do Opka dla Perkonia

Prawdę mówiąc nie zauważyłam, że Mei ma inne ubranie. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na nią. Miała białą tunikę przewiązaną czerwonym pasem, dzinsy (przyczepiona też była katana) i zielony wianek na głowie. Spojrzałam na siebie. Miałam ubraną kremową "tunikę" na której była tego samego koloru spódniczka. Mój nadgarstek oplatał błękitny naszyjnik. Na szyi miałam niebieskie koraliki spięte fioletowym motylem. Odpięłam spinkę, która potrzymywała mi włosy. Był to ten sam motyl co na naszyjniku tylko pod nim były trzy koraliki. Szybko przypięłam i westchnęłam. W myślach podziękowałam Persefonie. Jedyne co się nie zmieniło u nas to układ włosów i buty.

- No dobra.- westchnęłam – To co robimy?

- Musimy opuścić ten statek, a potem... - zaczął Peter

Przerwało mu głośne walenie w drzwi. Ktoś próbował się do Nas dostać. Rzuciliśmy sobie krótkie spojrzenia i przygotowaliśmy się, stojąc obok garderoby. Kiedy ktoś rozwalił drzwi, szafę i wszedł do pokoju, szybko ulotniliśmy się z niego. No niestety, ale na zewnątrz czekali na nas zwolennicy Kronosa, w tym też Drageonius. Moje serce zabiło mocniej. To on je zdobył, a teraz jest przeciwko mnie... Po chwili uspokoiłam się. Dla niego już nie ma odwrotu.

Zaczęła się walka. Mei zajęła się z około pięcioma, Peter też tyle, a ja poszłam na Drageoniusa. Podczas pojedynku rozmawialiśmy. Nieświadomie chciałam go przekonać by powrócił. No cóż nie udało mi się...


Musieliśmy się natychmiast ewakuować. Dzięki falach Petera dotarliśmy do niezamieszkanej, znajdującej się blisko Trójkąta Bermudzkiego wyspy. Postanowiliśmy chwilę tam "zamieszkać", a potem wyruszyć w podróż.

Wyspa miała dość duży las z plażą dookoła. Nie było na niej żywej duszy, więc karmiliśmy się wcześniej zabranym mięsem z obozu i różnymi owocami. Było nawet zabawnie, myślałam, że mogłabym zostać tu do końca życia, ale jednak pamiętam, że muszę wykonać misję. - Ej, Ami, może tutaj ojciec Ciebie wysłucha i sprowadzi Ci statek? - zaproponowała

- Możliwe. No i ten, wyruszajmy już. - westchnęłam

Doszliśmy do plaży, z której mieliśmy wypływać. Postanowiłam zrobić ognisko również. Dla taty, by dać mu ofiarę. Nałożyłam na korę trochę owoców i mięsa oraz włożyłam do ogniska. W tym samym momencie poprosiłam go o statek. Widać posłuchał mnie, bo po chwili z wody wyłoniła się rzecz o którą prosiłam. Ucieszyłam się mocno. Na pokładzie były jednak tak zwane zombie – Mei trochę się przeraziła, ale szybko weszła i nic nie wspomniała.

Ruszyliśmy w drogę. Do Trójkąta Bermudzkiego prowadził nas Peter. Podziwiałam go za zachowanie rozumu i spokoju wśród nieżywych. Stał na rufie statku i rozkazywał. Spojrzałam na Maję, która rozglądała się nie pewnie. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, więc pewnie zauważyła.


Uzgodniliśmy, że najbezpeczniejsze przejście jest poprzez Skyllę i Charybdę. Choć i tak duże niebezpieczeństwo. Cóż, kierowaliśmy się w tamtą stronę. Prawdę mówiąc bałam się o Mei i Petera. Nie byli przygotowani na śmierć, tak jak ja.

Po kilku godzinach podróży dotarliśmy do prawie, że granicy Trójkąta Bermudzkiego. Mei chwyciła mnie za ramię. Delikatnie chwyciłam jej dłoń i dodałam jej otuchy. Szepnęłam też by się nie martwiła.

Początek był nawet spokojny. Jednak po kilku minutach nagle pojawiła się jedna z ramion Skylli. Szybkim ruchem wzięła jednego z zombiaków. Zacisnęłam pięść wrzeszcząc. Potem kolejna. Chwyciła mnie. Mei krzyknęła. Zachowałam spokój i próbowałam wyjąć miecz. Tuż przy szczycie  udało mi się. Przecięłam ramię i zaczęłam spadać. Wciąż słyszałam wrzeszczącą Mei. To było dziwne, ale też wrzeszczałam. Błagałam w myślach ojca by nie kazał mi umierać. Spadałam. Bez końca. A jeśli to mój koniec? Jeśli to tak miało być?

- AMI! - usłyszałam Petera – USTAW SIĘ W TAKIEJ POZYCJI BYM MÓGŁ CIĘ ZŁAPAĆ!

Zrozumiałam go. Byłam już blisko ich. Bałam się, ale siłą woli przekręciłam się. Bum. Poczułam jak spadłam w kogoś ramiona. Potem nie wiem co się stało. Zemdlałam.



Promienie słońca przeszkadzały mi w otwarciu oczu. Słyszałam przerażone szepty. Postanowiłam przetrzeć oczy, jednak coś mi przeszkadzało. Nie mogłam podnieść rąk. Po chwili kolejny szept. Ręce zostały uwolnione. Szybko przetarłam oczy i w tym samym momencie otworzyłam. Nade mną był trochę nie wyraźny, zmartwiony Peter, a za nim chyba Mei. - C... co się stało? - wyszeptałam

- Cii. Później Ci opowiemy. Teraz jesteśmy na wyspie Polifema.

Wyspie Polifema... Już? Szybko. Rozejrzałam się. Byliśmy przy wielkiej skale. Mei czasami zerkała nie pewnie za nią. Poczułam też śmierdzący zapach. Spojrzałam na nich, a oni wyszczerzyli się. Wstałam. Chcieli mnie powstrzymać, jednak zatrzymali się jak wysłałam im jedną z moich przerażających min. Delikatnie wyjrzałam za skałę. Ujrzałam wielką polanę, na której były owce, a wśród nich jedna złota. Zrozumiałam, że to musi być ta "Owca Szczęścia" co pomoże nam w walce... I przede wszystkim wyleczy. Bo jak wiecie, byłam zombiakiem i czasami jeszcze się z tego nie wydobrzałam. Z dala ujrzałam inne skały. To musiała być jaskinia Polifema, który właśnie przygotowywał kolację. Mimowolnie, ale cicho zaśmiałam się. Ciekawie musi wyglądać Hektor z suknią ślubną. - Dobra, ludzie, mam plan. - uśmiechnęłam się

Przedstawiłam im plan. Zgodzili się i ruszyliśmy.



Ok, wszystko fajnie, tylko dlaczego poplecznicy Kronosa nas musieli złapać. Na nasze szczęście Hektor nie dał się złapać. Gdzieś przyglądał się nam i próbował ocenić sytuację. A my mogliśmy tylko patrzeć, jak Drageonius nałożył Owcę na pudło z tytanem. Myślałam. Będziemy mieli około dziesięciu minut do ożywienia Kronosa. - Psst. Ami, w kieszeni obok mam scyzoryk. Dasz radę mi go wyjąć? - zapytała Mei

- Okk. Spróbuję. - szepnęłam

Wykręciłam się i stopą zaczęłam próbę. Zajęło mi to około 3 minuty, więc mamy mało czasu. Mei szybko przecięła sznury i odplątała się. To samo zrobiła z nami. Szybko ruszyliśmy. Jednak źle nam szło, pomijając Petera. Wymachiwał swym mieczem, robiąc sobie przejście. Z Mei postanowiłyśmy go bronić. Doszedł. Zaczął walczyć z Drageoniusem, ale ja i tak wiedziałam, że nie ma szans. Evans był silnym przeciwnikiem, ale Drageonius w walce wręcz był prawie, że doskonały. Jęknęłam. Wiedziałam, Peter przegrywał. Jego przeciwnik śmiał się szyderczo.

Krzyk. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Przebił jego bok. Wrzasnęłam. Peter upadł. Umierał. On...

Niezadowolenie zbierało się. Wyzwoliło ze mnie moc córki Hadesa. Dookoła mnie z ziemi wyszły zombiaki oraz pojawiło się kilka ogromnych dziur. Mei popatrzyła na mnie przerażona, jednak ja skupiłam się na Drageoniusie. 3 minuty. A on tam stał i szczerzył się, nie przejmując się, że idę na niego. Za nim ujrzałam skradającego się Hektora z zielskiem w dłoni. Przyspieszyłam.

Zadawałam ciosy. Jeden po drugim. Drageonius był bez szans z moją wściekłą stroną. Hektor zdążył minutę przed odrodzeniem. Strącił Owcę i tak walnął kopytem, że mój przeciwnik utracił przytomność. Zombiaki widząc, że nagle wrogowie powstrzymali się z walką, zniknęły w dziurach. Wymierzałam miecz w stronę podbródka Drageoniusa. Zamilkli, a po chwili poplecznicy zaczęli uciekać, biorąc ze sobą swojego przywódcę. Pudło z Kronosem zaczęło się pociemniać. Mei podbiegła do mnie i zaczęła leczyć Petera. - To... Chyba na nic, Ami... - szepnęła – Umiera. Nic z tym nie zrobię...

Zaczęła szlochać, ale nie powstrzymywała leczenia. Zacisnęłam pięści. Po moim policzku spłynęła łza. To niesprawiedliwe... Dlaczego my musimy być dziećmi półbogów? Dlaczego mojej duszy akurat przytrafił się taki los? -Peter... - wyszeptałam

Opadłam na kolana. Ręce wylądowały na mojej twarzy. Wrzasnęłam. W myślach przeklinałam mojego ojca, ale też błagałam go o litość, by nie zabierał mi... Petera. - Peter... Obudź się. Hej, obudź się, proszę... - szeptałam

Poczłapałam do niego i zaczęłam nim trząść. Jego skóra robiła się coraz bardziej blada. Zaczęłam wrzeszczeć. Użalać się nad swoim losem? Jak najbardziej. Maja chwyciła mnie za ramię. Powtarzała mi, żebym była spokojna. Jednak nie potrafiłam... - Hej, Peter, nie rób mi tego... Ej, obudź się.. - mamrotałam

- Ami... - szepnęła Mei

- Peter, proszę, otwórz oczy... Otwórz, uśmiechnij się dla mnie... Peter, proszę...

- Ami.


- Hej, przecież nie umierasz... J...Jak ja wtedy spłacę swój dług według Ciebie... Ja... Ja nie wytrzymam bez Ciebie...

- Ami, to na nic! - wrzasnęła Mei

Zignorowałam ją. Po moich policzkach spływało coraz więcej łez. Mój oddech przyspieszył. Wrzeszczałam dalej, rwałam włosy. Błagałam. - Peter... Ja... Ja Cię kocham jak brata... Więc otwórz oczy, proszę... - wymamrotałam

Mei nagle mnie odepchnęła. Na Petera położyła owcę. Tę Owcę. Jej usta były zaciśnięte przez moje wrzeszczenie, jednak ona leczyła go. Łkałam. Ziemia stała się mokra, a ja patrzyłam tylko na Niego. Na jego bladą twarz, usta zaciśnięte w uśmiechu, zamknięte oczy. Jakby śniła mu się jakaś rzecz. Po kilku minutach leczenia Mei opadła z zmęczenia, jednak Owca nadal leczyła. Oparta o pudło szlochałam.

Nie zauważyłam nawet jak Jego twarz zaczęła przybierać kolorów. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Nagle Jego powieki poruszyły się. Jęknęłam. Poczłapałam do niego, pochylając się nad Jego twarzą. Poczułam oddech. Po chwili ujrzałam piwne oczy. Westchnęłam. - A...Ami... - wyszeptał – Co się stało?

- P... Peter... Ty... Żyjesz... Dziękuję... - szepnęłam

Ostatnia łza spłynęła na jego policzek. Uśmiechnęłam się blado i wyszeptałam, że to nie ważne, że najważniejsze jest to, że żyje. Mruknął. - Ami... Czy to prawda to co mówiłaś? - zapytał

- Peter... Ja... Tak, to prawda. Ale.. - wyszeptałam

Uśmiechnął się. Szeroko. Odzwzajemniłam to.



The End. *.* Mam nadzieję, że się podobało! :D

No cóż Perek... Jesteś jak brat dla mnie c:


A to taki mały prezent : 

Trójca Półbogów
Advertisement